czwartek, 8 grudnia 2016

Jak widać to jedyny sposób, by się czegoś dowiedzieć.

Młody wojownik xiaolin o brudnych, przetłuszczonych oraz sklejonych od krwi blond włosach.. w sumie to teraz są bardziej ciemne niż jasne.. delikatnie uniósł powieki, po czym widział obraz dokoła siebie niezbyt wyraźnie, lecz dokładnie spostrzegł ściekającą po jego ciele krew, wyglądała to niczym rzeki zaznaczone na mapie, kropla spływała w dół łącząc się z inną, a następnie zmieniając kierunek rozdzielały się. Więc po to chciała nas w jak najlepszej formie? By móc nas pokaraszować trochę mocniej niż zwykle. - myśli. Próbował się podciągnąć, lecz nie dość, że przeszkodziły mu w tym stopy przygwożdżone do ziemi przez kajdany, to jeszcze do tego ogromny ból opuchniętych nadgarstków, z których zeszła skóra robiąc rany, z których wcześniej sączyła się krew, lecz teraz zaschnęła. Nie tak miał wyglądać mój wyjazd tu. - zacisnął powieki i zagryzł wargę. Obraz jego myśli przeniósł się kilka lat wstecz do jego domu.

- Ale mamo ja nie chcę wyjeżdżać! - krzczy mały chłopczyk z krótkimi blond włosami, dżinsowymi spodniami na szelkach oraz koszulką w biało pomarańczowe paski.
- Kochanie.. - uklękła przed nim jego matka. - nie możecie tu zostać, jeśli was znajdą razem z nami to będziecie jedli pieczarkową już do końca życia. - starała się mówić wiarygodnym głosem.
- Blee tylko nie pieczarkową!
- Właśnie dlatego jak wyjedziecie będziecie mieli normalne jedzenie. A teraz złap mocno pana Michaśka i dzielnie wyjdź tylnymi drzwiami. - chłopczyk złapał za pluszaka i przytaknął.
Lekko wyższa od niego dziewczynka złapała go za dłoń i skierowała się ku wyjściu.
- Chodź Adrian. - przeszli kilka kroków, lecz chłopiec momentalnie się wyrwał i pobiegł do mamy, po czym z łzami w oczach przytulił ją.
- Mamusiu, będę tęsknić..
- Ja także Adrianku.. ale nie martw się, mamusi was odwiedzi. - odsunęła się z uśmiechem i nakazała im już wyjść.
Gdy opuścili drewniany domek tylnymi drzwiami, siostra powiedziała, by szedł dalej, a ona zaraz wróci. Podeszła do drzwi i lekko je uchyliła.. wrócił myślą do rzeczywistości.
- Nie tak to miało wyglądać.. - łza wyleciała mu z lewego oka. - nie tak jak obiecywała mama..
Usłyszał głośne oklaski w tym pomieszczeniu, z czerwonymi oczami spojrzał przed siebie.. w cieniu stał prawie, że niewidoczny Chase Young.
- Nie wszystko wygląda tak jak się mówi, brawa dla mamuśki, że cię tu wysłała. A powiesz mi z jakiego to powodu twoja własna matka, osoba, która opiekuje się tobą, chroni cię oraz cieszy się twoim szczęściem.. jaki był to powód, że zostałeś wyrzucony za próg drzwi?
- Nie twój interes.. po za tym nie wiem tego, a gdybym wiedział to bym nie powiedział.
- No chyba każdy, by tak postąpił. - parsknął. - Swoją drogą żal mi na was patrzeć.. tkwicie tu uwięzieni, kiedy reszta waszych znajomych pewnie świetnie się bawi, gdy was nie ma.. - chłopak przerwał mu.
- Chyba ich nie znasz. - powiedział niskim tonem.
- A ty ich znasz? - uśmiechnął się szyderczo. - Tak jak znasz Omi'ego? A może on jest wyjątkiem?
- Omi taki nie jest, to przez was jest stał się tym kim teraz jest! - książę wybuchł głośnym śmiechem.
- Dowidzenia. - zamknął ciężkie metalowe drzwi.
Chłopak wisiał tak na łańcuchach, nie wiedział co robić, była taka cisza, że było słychać krople jego krwi opadające na podłogę, tym samym tworzące małą kałuże.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Już blisko, zaraz będziemy na miejscu. - mówi Rai w szybkim biegu.
Nie wiedzieć czemu Konan momentalnie rzucił się na niego. Chłopak podniósł głowę, przetarł się po niej. Reszta się zatrzymała i patrzyła na nich.
- O co chodzi Konan? - spytał skołowany wojownik shoku.
Staruszek nie odpowiedział tylko skręcił głową za jego plecy, chłopak uczynił to samo. Jego źrenice zmniejszyły się, gdy ujrzał strzałę wbitą w głaz. Nie wiedzieć czemu z dziury w kamieniu gdzie tkwiła strzała ulatniała się para. Podeszli bliżej i wyjeli ją, z metalowego końca skapła kropla zielonej cieczy, która wypaliła małą dziurę w ziemi.
- Ummm.. widzę, że w pałacu Chase'a wciąż jest straż, a w dodatku mają nowe zabawki. - mówi Aurola zdziwiona widokiem tego co ta kropla zrobiła, wypowiadając się wciąż nie spuszczała wzroku z dziury w podłożu.
- Także jestem tym zszokowany. - odparł Daniel.
- Dobrze.. - zaczął stary wojownik xiaolin, cała trójka spojrzała na niego. - nie mamy czasu, by go jeszcze dodatkowo marnować.. musimy się pospieszyć! - powiedział motywująco w ich stronę, jego ton brzmiał jakby wydał rozkaz.
Raimundo wyrzucił drewnianą zdobycz do pobliskich krzaków i razem z resztą wrócił do przebijania się przez gęsty las prosto do zamku. Po krótkim czasie znaleźli się przed bramą pałacu.
- Czekajcie nie wchodźcie! - krzyknął, lecz dosyć cicho Rai.
- Czemu? - spytała zdziwiona Aurola, lecz gdy się odwróciła od razu się dowiedziała. - Gdzie Daniel? Myślałam, że ty biegłeś jako ostatni Raimundo.
- Nie, ja go wyprzedziłem w połowie drogi, dziwię się tylko, że nic nie usłyszałem.
- Ręce pod ścianę zamku! - usłyszeli czyjś niski głos. Nie wiedząc kim jest przeciwnik, ani gdzie się znajduje posłusznie wykonali polecenie. - Proszę bardzo.. - wyszedł jeden ze strażników ubrany standardowo w różnego rodzaju skóry zwierzęce. - jak to jedna samotna myszka może okazać się użyteczna. - szarpnął smokiem ziemi za kimono. - Jeden ruch, a.. - usłyszeli jak przestał mówić, więc powoli postanowili się odwrócić. Im oczom ukazał się obraz Konana uwalniającego Daniela.
- Nie.. Niesamowite. Kiedy pan to?! - krzyczy zdezorientowany brazylijczyk.
- Co za szybkość! - mówi zaskoczona dziewczyna.
- Gdy dorośniecie też tacy będziecie, a nawet i lepsi.
- Wiem to. - brunet drapie się po tyle głowy, lecz od razu spoważniał. - To wchodzimy? - odwrócił się w stronę wielkich drewanianycy drzwi, na wysokość ok. 4m a szerokość 3m.
- W zasadzie Raimundo.. - mówi staruszek. - to nie ma takiej potrzeby. - ruszył głową w stronę nieprzytomnego strażnika.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- To jest już niedorzeczne! - krzyczy zestresowana japonka.
- Kimiko uspokój się, wszystko się jakoś wyjaśni.
- Ciekawe kiedy?! Do tego momentu będzie już za późno! Minęły dwa dni, pieprzone dwa dni! To trwa stanowczo za długo! - zsuneła się po ścianie z dłońmi przeplatanymi w włosach, próbowała jakoś racjonalnie myśleć, uspokoić ten zamęt w jej głowie, lecz na próżno.
- Nie zabiliby go.. to jest pewne.. to nie w ich stylu. - mówi wciąż pewny swojego zdania Clay.
- Nie znamy tego całego Orkana! Mógł ich namówić, czy po prostu rozkazać, albo i sam to zrobić! To jest obca nam osoba. Możliwe, że.. nie.. nie mogę tak myśleć.. Boże niech nic mu nie będzie. - zatrzęsły się jej wargi. - Na pewno cierpiał straszne katusze, a my tu siedzimy w tych celach.. jest zimno, twardo, ale to i tak raj w porównaniu do tego co one może teraz przeżywać. - łzy podeszły jej do oczu. - Adrian, wytrzymaj.. nawet nie waż mi się umierać, rozumiesz?! -  wykrzyczała w głowie.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Strażnik odzyskał przytomność, chciał się złapać za bolący go kark przez cios Konana, lecz nie mógł podnieść rąk. Czuł mocny ścisk na klatce piersiowej, jak i w pasie. Był związany, jedyne co mógł robić to podnieść głowę i sprawdzić gdzie się znajduje i co się dzieję. Leżał przed wejściem do jakiejś jaskini, przed nim było małe ognisko, przy którym siedzieli wojownicy żywiołów. Brunet z Europejskiego klasztoru spostrzegł, iż ich "więzień" ocknął się.
- Patrzcie. - wskazał palcem.
- Obudził się.. akurat na czas. - odparł staruszek.
- Nagrzałeś go? - spytał Rai.
- Aż nawet za bardzo. - wstał i podszedł do strażnika. - a teraz grzecznie nam powiesz gdzie znajduje się drugi pałac Chase'a Young'a.
- Pff chyba śnisz. - parsknął i odwrócił się w drugą stronę.
- Niestety, tak myślałem, że tak będzie.. a uwierz mi, że nie chciałem tego robić. - słysząc jego słowa, kątem oka spojrzał na niego, a w obraz rzucał się mu nagrzany do czerwoności nóż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz