czwartek, 8 grudnia 2016

Nie powinno się być zbyt ufnym.

- Siostra.. - spojrzała na niego. - myślisz, że nam się uda? Pierwszy raz walczymy o los świata. - dziewczyna podniosła wzrok ku górze i patrząc na gwiazdy odpowiedziała:
- Adi damy radę, obiecuję ci to. - uśmiechnięta objęła brata. - A jeśli nie to najwyżej będzie wieczna ciemność. - zażartowała.  I to nie jest nasz pierwszy raz.. walki o Shen Gong Wu, walka z Heylinem na każdym kroku.. gdyby nas tu nie było, nie miałby kto im we wszystkim przeszkadzać i już dawno byłby koniec świata. Pomyśl o tym, że to kolejna zwykła potyczka, która niczego nie wnosi, dzięki temu nie będziesz się stresować.
- Nie mogę tak.. muszę myśleć, że to walka o wszystko, bo wtedy nie dam z siebie stu procent.
- Jak chcesz. Idę zrobić rundkę wokół klasztoru.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Och otwórz. - odparł ziewając Clay, po czym rzucił poduszką w wciąż śpiącego bruneta. - Akhgrr.. - lekko wkurzony wstał i otworzył drzwi.
- Wasza kolej. - powiedział blondyn stojący w progu drzwi.
- Już?! Jak to szybko zleciało.. Oh.. Daniel wstawaj! - smok ognia wrócił do pokoju, a on podszedł do niego i dosyć mocno szturchnął go nogą.
- Umm.. - znowu został dotknięty przez stope kowboja. Za każdym szturchnięciem po prostu przecierał sobie to miejsce ręką.
- Wstawaj no! - kopnął go.
- Aua! Co jest do jasnej ciasnej?!
- Jasnej ciasnej? Co to za język? - zaśmiał się.
- Mój język, co chcesz? - mówił lekko poirytowany tym, że jest zmęczony i został obudzony oraz to w taki sposób.
- Nasza kolej, przebieraj się.
- Już?? - wyglądał jakby całe szczęście z niego uszło.
- Tak już, pośpiesz się, bo może się stać wiele rzeczy podczas kiedy my tu gadamy, a klasztor nie jest chroniony.
- Dobra, dobra, zrozumiałem.. - wolnym tempem i niechętnie podniósł się z łóżka.
Clay wyszedł przed nim i skierował się na dziedziniec, niepewny czy nadal wszystko jest okej i nie czai się tu gdzieś Heylin powoli otworzył drzwi, wychylił zza nich głowę i rozglądał się dookoła.
- Uff.. - szeroko je otworzył i wyszedł na plac.
Jednym skokiem udał się na dach budynku, po czym usiadł opierając się o od jakiegoś czasu nie działający komin. Po kilku minutowej ciemności przez zamknięte powieki poczuł mocny i szczypiący cios na policzku.
- Aua! - syknął, po czym podniósł się szybko na dwie nogi myśląc, że to wróg.
- Co śpisz? Jeszcze kilka minut temu byłeś tak wypoczęty i świadomy, że mnie kopałeś. - rzekł z szerokim uśmiechem, dzięki temu, że otrzymał szansę, by się odegrać.
- Tak mi się przysnęło, jak jest się sam przez jakiś czas to się nudzisz. Gdzie ty byłeś tak w ogóle?
- Umyć zęby i odświeżyć się, jak już mam wstać i wyjść z pokoju to tylko po tych czynnościach.
- Czyścioch się znalazł.. - parsknął.
- Przynajmniej pachne, a nie śmierdze potem.. dobra nieważne, skupmy się na naszych priorytetach. - usiadł obok niego. - Najgorsze w tym wszystkim jest, że jeśli zawiedziemy to polegnie cała ludzkość.. Musimy dać z siebie wszystko, postawić nasze życia na szali, to jest obowiązek smoków xiaolin..
- Wiem, tylko to nie jest takie łatwe oddać swoje życie za czyjeś, do tego jest potrzebna adrenalina od danej sytuacji, a także i odwaga oraz altruizm.
- Każdy z nas by tak postąpił, tylko nie jesteśmy tego świadom.
Rozmawiali oraz rozgladąli się dookoła, na szczęście nic się nie wydarzyło. Nieco tym uradowani dali znać Raimundo i Kimiko. Zapukali i po kilku sekundach otworzyła im wyszykowana japonka.
- Już gotowa? - spytali razem.
- No pewnie, wolę wytrzeźwieć przed nudnym męczącym pilnowaniem świątyni, żeby podczas tego nie zasnąć. - Daniel spojrzał na Clay'a z uniesionymi brwiami. - Rai chodź wychodzimy. - dwójka smoków ziemi poszła dalej spać do pokoju, a brunet wraz z czarno-włosą poszli w to samo miejsce, gdzie każdy by mieć jak najlepszy widok na okolice.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Na pewno dobrze idziemy? - spytał Orkana zażenowany tak długą podróżą i przedzieraniem się przez kolejne gałęzie.
- Tak! - krzyknęła Wuya. - zrobili jeszcze kilka kroków na przód, po czym wiedźma postawiła rękę przed królem ciemności.
- Co?
- Widzę, że wypadłeś z formy i nie jesteś dobrym szpiegiem. - nie wiedział o co jej chodzi, aż w końcu machnęła głową w górę, na znak by tam spojrzał. Jego oczom ukazał się wielki klasztor, a na dachu dwa siedzące smoki żywiołów.
- Nareszcie.. - ruszył na przód, lecz kobieta znów zagrodziła mu drogę ręką. - Co teraz?! - spytał coraz to bardziej zdenerwowany.
- Czas na plan A. - spojrzała na Chase'a, a ten skinął głową.
- Jaki znowu plan?
- Zobaczysz.
- Oby nie trwał tak długo jak tamten czar, bo inaczej zabiję was obu i zniszcze tę świątynię na własną rękę.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Zaraz wrócę, przejdę się dookoła muru klasztoru. - odparła Kimiko.
- Nie wolisz, żebym ja poszedł?
- Jaki dżentelmen.. poradzę sobie. - zaśmiali się. Nastolatka zeskoczyła na ziemię i udała się krótki spacer, na każdym kroku bardzo ostrożnie przeglądała każdy zakamarek, wiedziała, że to nie przelewki i trzeba dać z siebie wszystko. Omijając kolejne drzwi, nagle usłyszała jakiś cichy hałas. Powoli kierowała się w tamtą stronę, wychyliła głowę zza ściany, jedyne co widziała to ciemność. Weszła w jej głąb, musiała to sprawdzić nawet jeżeli tak bardzo się bała, co jeśli to ktoś z Heylinu, a ona  by to tak zostawiła? Była tak głęboko w czerni, że nie widziała swoich białych rąk, w jednej chwili poczuła czyjś dotyk na barku, złapała to i przerzuciła przez ramię, słysząc wysoki głos, domyśliła się kto to. Złapała tą osobę za ubrania, a następnie wyrzuciła na oświetloną część klasztoru.
- Co tu robisz? - spytała.
- Proszę nie bij mnie, daj mi to wyjaśnić. - mówił w klęku ze złożonymi rękoma.
- No chyba właśnie ci pozwalam.
- Przyszedłem wam pomóc.
- Że jak?
- Ostatnio gdy im pomogłem was pokonać nic z tego nie dostałem, czyli nie traktują mnie jako ich sprzymierzeńca, a to znaczy, że mnie też zabiją, a ja tak bardzo nie chcę umierać. - przytulił ją.
- Pusz- czaj! - oderwała go od siebie. A niby w jaki sposób chcesz nam pomóc?
- Kiedy jeszcze pracowałem z Wuyą opowiedziała mi trochę o tym Orkanie i dowiedziałem się, że można go pokonać przez wypowiedzenie magicznych słów wyrytych gdzieś na skalę obok waszej świątyni. Jednak, gdy zawsze tu przychodziłem tego szukać wy nie chcieliście mnie słuchać i spuszczaliście mi łomot, ale teraz udało mi się.. znalazłem tą skałę.
- Czemu mam ci wierzyć, to może być opowieść wyssana z palca.
- A czemu miałbym kłamać, oni też chcą mnie zabić, bo dla nich jestem bezużyteczny, pokaże im jak bardzo się mylą.
- Prowadź, szybko.
Opuścili mury xiaolinu, weszli głęboko w las, szli dobre kilka minut.
- Daleko jeszcze?
- Już jesteśmy.
Przed sobą mieli pustą przestrzeń, gdzie na środku faktycznie znajdowała się skała, podeszła bliżej, by przeczytać wyryte na niej słowa. Było to jedno krótkie zdanie, a raczej dwa słowa, "Turn around". Czytając to wyszeptała je, nie rozumiała o co chodzi, jednak po dosłownie chwili zastanowienia, zrobiła to co było tam napisane, czyli odwróciła się, a zaraz po tym  przed oczami pojawiła się ciemność, a do uszu dobijał się śmiech, następnie straciła przytomność.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz